dopuszczalne w grach (i)
[czytaj: kanka] instrument muzyczny z grupy idiofonów szarpanych, służący do akompaniamentu przy śpiewie, używany w Afryce, zwłaszcza w Kongo; sanza
KOMENTARZE
A nie winno być canec (por. nesec)?
Czemu nie "por. cassapanc"?
Fantastycznie. Nie wiedziałem, że wszystko co istnieje na świecie jest językiem polskim. Kto by pomyślał, że tak powszechny to język ? Że wszystkie rzeczy na świecie nazwane są po polsku.
Cieszymy się, że odkryłeś ten wspaniały fakt. Zaś w ramach następnej lekcji zapoznaj się z innym, nieznanym Ci dotąd, słówkiem z języka polskiego: "zapożyczenie".
Zapożyczeniem jest radio, telewizja, komputer, kankan? A canca, casting, diesel, rock? Jeśli wszystko jest zapożyczeniem, to jednak są różnice pomiędzy oboma grupami?
>> A canca, casting, diesel, rock?
Także, Mirnalu. A to, że są zapisywane w oryginalnej postaci, bynajmniej nie czyni ich "zapożyczeniami gorszego sortu".
Oczywiście, że to są słowa zapożyczeniami gorszego sortu, bo nie są wyrazami polskimi. Washington to wyraz angielski, zaś Waszyngton to wyraz polski. Pod. Chopin - Szopen, Bhutan - Butan, triathlon - triatlon...
A szczureks?
A Nevada? ;)
Szczureks jest słowem polskim, a Nevada nie. Odwrotna sytuacja byłaby z "Newada" i "szczurex".
O zapożyczeniu można mówić w przypadku wyrazów powszechnie używanych,
jak twoje przykłady:radio, komputer itd Jednak nazywając zapożyczeniem nazwę mega egzotycznego instrumentu (o którym pewnie 3 osoby słyszały w Polsce), to zwykłe nadużycie i skrajna głupota. Karpowiczowi się nie dziwię, bo wszyscy już poznaliśmy jego możliwości. Ale umieszczać to w SŁOWNIKU JĘZYKA POLSKIEGO, to już głupota kompletna. Równie dobrze możecie tam umieścić wszystkie nazwy świata i powiedzieć, że to ZAPOŻYCZENIE. Takie sabotowanie języka ojczystego powinno być karane chłostą.
Poniekąd zapomniałoś, iż jest to także SŁOWNIK WYRAZÓW OBCYCH.
Wiesz... precyzyjniej chodzi o:
Słownik ortograficzny: rejestr wyrazów występujących w języku polskim.
A więc nie jest to SŁOWNIK JĘZYKA POLSKIEGO, jak piszesz.
Niby niewielki niuans ale jednak jest.
Można przyjąć hipotezę (a czemu nie?), że instrument ów stanie się instrumentem na topie w naszym kraju. Dajmy na to, jakiś muzyk lub zespół wylansuje go. Jeśli będzie miał oryginalne brzmienie i zespół ten osiągnie znaczący sukces z jakimś przebojem - wówczas liczba osób znających ten instrument będzie większa niż 3.
Brnąc dalej w fantazjowanie - być może kapele podwórkowe będą grywały na cance:-))
Sjp.pl jest słownikiem języka polskiego, zatem powinny być w nim wyrazy polskie i dobrze spolszczone, które większość maturzystów by uznała za takie. Canca, cancan, casting, Chopin nie są takimi słowami, ale cebula jest (wyrazy z c wymawiane k lub s nie należą do zbioru polskich wyrazów).
Jeśli jednak autorzy sjp uznają, że muszą być niektóre nazwy geogr. i nazwiska obce niespolszczone, to wówczas powinny być innym krojem lub kolorem zaznaczone, np. weekend. Jeśli są dwie wersje, np. New/vada, to z W jest wyrazem polskim, zaś z V nie jest. Podobnie Szopen/Chopin, Waszyngton/Washington. Dodatkowo powinny być inaczej oznaczone wyrazy niepoprawne, np. szłem.
"Brnąc dalej w fantazjowanie - być może kapele podwórkowe będą grywały na cance:-))" - jako wyraz polski powinien być zmieniony na 'kanka' albo 'canca' z wymową jak 'cebula', czyli [canca]...
Całe szczęście, na maturach itp. liczy się znajomość języka polskiego, a nie "mirnalowego".
No więc Balans.. Twierdzisz, że to nie jest Słownik Języka Polskiego. Proponuję byś spojrzał do góry na oznaczenie w niebieskim tle. Może wtedy zrozumiesz gdzie wyrażasz swoje mądrości. A twoja teoria o rozpropagowaniu
i "wprowadzeniu na top" jakiegoś kompletnie nieznanego instrumentu, jest równie śmieszna jak nazwanie 50 tomowego słownika niejakiej Zgółkowej -praktycznym.
I jeszcze jedna uwaga. Albo mamy SJP, albo Słownik Wyrazów Obcych.Jeden nie może być drugim. A jeśli to łączycie, to nazwijcie SJPi WO. W przeciwnym razie tworzycie tylko idiotyczny gniot, który może byłby i śmieszny, ale dotyczy sprawy istotnej (języka ojczystego) i przez to jedynie skrajnie irytuje.
"Albo mamy SJP, albo Słownik Wyrazów Obcych.Jeden nie może być drugim. A jeśli to łączycie, to nazwijcie SJPi WO."
SJPiWO - przypadła mi do gustu szczególnie końcówka skrótu ;).
A tak na poważnie, nazwa własna jakiegoś dzieła to prywatna sprawa jego autora. Gdybym założył, dajmy na to, radio i nazwał je "Radjo dla rzułfiuf i venszy", to jest to moje widzimisię i nikt nie miałby prawa zawracać mi gitary rzekomą niepoprawnością / wprowadzaniem w błąd.
Jeśli właściciel tej strony uzna jednak, że masz rację, zmieni nazwę - aczkolwiek wątpię, by Twoje argumenty go przekonały: wyrazy obce stanowią bowiem ważną część każdego języka, nawet jeśli są przyswojone w oryginalnej postaci. Nie można ich marginalizować tylko z tego względu, że pochodzą z importu ;].
Dla rozluźnienia nastroju - specjalnie dla mirnala:
Kiedyś odwiedził mnie mój kumpel z żoną. Gościmy się, oglądamy "Ogniem i mieczem" i kumpel mówi <fonetycznie>: "Ta Scorupco ma niezły biust."
Moja żona oponuje - przecież mówi się: Skorupko!!!
Kumpel spokojnie pyta:
- A o co prosisz sprzedawcę w sklepie chcąc kupić kilogram tego czegoś białego w kryształkach, słodkiego? Prosisz o kilogram kukru czy cukru?
I znowu pudło. W twoim "radiu dla venszy" również nie mógłbyś zamieszczać czegokolwiek. Ponieważ ustawa o radiofonii i telewizji zabrania i reguluje. Przydałoby się żebyś zrozumiał, że jest to różnica, czy zamieszczasz ważne treści w sferze publicznej, czy na swojej słomiance w pokoju. A swoją drogą
to bardzo ciekawe, że właścicielowi portalu bardzo uwiera obecna władza.(Czego daje wyraz w czerwonych ramkach) A nie przeszkadza mu fakt, że jego "hobbyści" brudzą i zaśmiecają wspólne dobro narodowe jakim jest język polski.
A co ma jedno do drugiego?
Czy istnieje jakiś przymus, żebyś zaglądał na daną stronę internetową?
Czegoś nie lubisz, nie akceptujesz to omijasz.
Tzw. dobro narodowe to w zasadzie jest to samo co inne imponderabilia.
Nikt tego nigdy nie widział, nie dotknął, nie posmakował a wszyscy o tym mówią.
Zawartość tego, jak piszesz śmietnika narusza jakieś normy prawne?
Proszę bardzo, jest sprawna prokuratura - zgłaszasz podejrzenie popełnienia przestępstwa. Proste?
Meritum - zapoznaj się z genezą powstania SJP, celem, przeznaczeniem.
Część odpowiedzi na te pytania znajdziesz w ZSD dostępnym w podlinku "WIĘCEJ" na górze strony.
W swoim czasie (nie na tym forum a na innym dotyczącym innego słownika do gry) przetoczyła się szeroka dyskusja o słowach uznanych powszechnie za wulgarne. Czy one powinny być zawarte w zasobach słownika.
Twoje teraźniejsze zastrzeżenia nieco przypominają mi postawę p. Grzegorza Gardynika - wroga wulgaryzmów i pierwszego chętnego do komisji weryfikacyjnej.
Nie wiem jakich ty miałeś nauczycieli. Sam sobie odpowiedz. Moi natomiast przekazali mi, że są pewne wartości, których kalać NIE WOLNO. Ponieważ są to podwaliną szeroko pojętej kultury. I takim dobrem jest właśnie język ojczysty. Za który w czasie wojny wielu ludzi życie swe narażało, a inni wręcz je tracili. Nie po to, żeby jakieś oszołomy 70 lat później robili z tego śmietnik. I w imię czego ? Żeby móc się reklamować, że nasz słownik zawiera pierdyliardy haseł ? Oczywiście nie muszę tutaj zaglądać, ale wasze szambo wylało się dalej. I dzisiaj każdy kto chce poznać znaczenie obcego mu słowa, w wyszukiwarce widzi SJP na pierwszej stronie. I ludzie nie wiedzą, że to tylko gniot na potrzeby cwaniaków, którzy nie potrafią wygrać uczciwie w jakiejś grze. Myślą, że to PRAWDZIWY słownik i na jego podstawie budują swoją wiedzę. I dla tego z tym walczę.
Masz rację, język nasz ojczysty jest zaśmiecony i trzeba walczyć, żeby nie było więcej w nim obcych śmieci. Ale nasz język zawsze był takim śmietnikiem i we wszystkich wiekach jedni walczyli, a inni śmiecili...
Walczysz. Brawo.
Jakieś sukcesy?
I co z tego, że wyszukiwarka wskaże SJP?
Ta twoja argumentacja miałaby sens gdyby w wyniku wyszukiwania wyszły nieprawdziwe definicje.
Poza tym - szuka się znaczenia słowa a nie słownika.
Jeśli ktoś z jakiegokolwiek powodu będzie szukał znaczenia "canca" - znajdzie je TYLKO w SJP. W innych słownikach nie znajdzie.
To źle?
>> W twoim "radiu dla venszy" również nie mógłbyś zamieszczać czegokolwiek. Ponieważ ustawa o radiofonii i telewizji zabrania i reguluje (...)
Ustawa swoje, życie swoje. Nie wiem, czy znany jest Ci przykład z cukrem o nazwie "cókier", którego sprzedaży pod tą nazwą jakoś nikt ustawowo nie zakazał (producent napotkał za to inne problemy, jednak nie natury prawnej). Z radiem dla "rzułfiuf i venszy" byłoby tak samo, co najwyżej raz na jakiś czas dzwoniliby oburzeni słuchacze Twojego pokroju i krytykowali ortografię w nazwie.
>>Moi natomiast przekazali mi, że są pewne wartości, których kalać NIE WOLNO. Ponieważ są to podwaliną szeroko pojętej kultury. I takim dobrem jest właśnie język ojczysty(...)
Więc może jeszcze zaproponujesz cofnięcie reformy ortografii z 1936? Wszak mocno zrywała z tradycją językową i wprowadziła wiele udziwnień.
Swoją drogą, sam nie lubię tego nawału zapożyczeń z angielskiego; pracuję w branży IT i na co dzień spotykam się, niestety, z dziesiątkami tego typu wyrazów i wyrażeń. Nic na to jednak nie poradzimy, w dobie internetu i globalizacji ów trend wydaje się nie do zatrzymania. Poza tym gdybyśmy chcieli wyrugować wszystkie zapożyczenia z angielskiego, dlaczego mielibyśmy się ograniczać do nich? Wypadałoby pójść za ciosem i wywalić wszelkie rusycyzmy, germanizmy, romanizmy, latynizmy itd. Tylko czy ma to sens w imię jakiejś wyimaginowanej "czystości języka"?
Ponadto co mają tu do rzeczy gry słowne? Nawet gdyby uznano, że słownik ten nie będzie już miał przeznaczenia do gier, nie usunięto by nagle z niego połowy haseł, tylko ze względu na nienawistników (hejterów) zapożyczeń i nietypowych wyrazów, pokroju Twojego i innych (Literakussa, Terohaka itd.).
Wiem, że i tak ani Balans, ani ja nie przekonamy Cię do zmiany postawy, i nadal co jakiś czas będziesz wylewał tutaj swoje frustracje. Nie dociekam, skąd się one biorą - prowadź sobie dalej swoją krucjatę; więcej już nie będę z Tobą dyskutował, bo nie widzę sensu. Nie oczekiwałbym jednak, że Twe prośby i lamenty zostaną wysłuchane - prędzej staniesz się kolejną tutejszą czarną legendą, jak pewien Marek ze stolicy.
Powyższy wpis był mój.
Rzadko to robię ale zrobię. Czytam, co napisałeś i nie bardzo rozumiem.
Znaczy, że (trzymając się jednego przykładu) szukający znaczenia "canca" ma go nie znaleźć i wtedy dobro narodowe nie będzie skalane, tak?
A jeśli znajdą w tym paskudnym czymś - to jaka będzie ich wiedza (po znalezieniu)? Też skalana? Będą wspólnikami kalania dobra narodowego?
Jeśli dobrze rozumiem - bronisz swoich rodaków przed nadmiarem wiedzy?
Słowem - wszystko co polskie - jest dobre.
Jest tylko mały problem. Z pewnością znasz historię (tak zakładam).
Język nazywany polskim naszpikowany jest naleciałościami, zapożyczeniami z języków innych nacji (zabory, a poza zaborami np. dawne kresy wschodnie to przecież tereny etnicznie <i językowo> odmienne).
Z czym chcesz walczyć?
Jeśli do mnie ktoś powie - "Podaj mi strug" - zmusi mnie do chwilki zastanowienia, zanim w swoim umyślę nie przetłumaczę tego na "hebel".
Na ogół unikam inwektyw - ale może czas odstawić lub co najmniej zmienić zioło?
Jestem za ubogacaniem języka, ale nie o słowa, które mogą wprowadzić zamęt lub niepewność użytkowników co do fonetyki. W takim przypadku należy podchodzić do sprawy ostrożnie i po to między innymi została powołana RJP, żeby nad takimi zagadnieniami się pochylać. To, że nie zawsze realizuje swoją misję, to już inna sprawa, ale warto spróbować. Pozdrowienia dla wąsatego Balansa :) Po stylu zapewne już rozpoznajesz, od kogo :)
Zabiłeś mi ćwieka. Dziękuję za pozdrowienia.
Ćwiek podwójny, bo nie wiem - kto co pisał. Po stylu - coś mi świta, ale może zadzwoń do mnie? Mail albo jakoś inaczej?
Ale tak na wszelki wypadek do tego wojownika powyżej.
Kurnik z przyległościami jest przedsięwzięciem prywatnym.
Na dobrą sprawę można obcesowo całkiem sprawę załatwić.
Dwa pytania (zamknięte):
1/ czy wojownik wyłożył bezpośrednio choćby złotówkę na kurnik?
2/ czy wojownik wyłożył złotówkę pośrednio (przez dotacje budżetowe) na tenże kurnik?
Jeśli obie odpowiedzi utrzymane w konwencji zamkniętej będą brzmieć NIE i NIE - to obcesowa reakcja może być bardzo krótka i zwięzła:
My panu dziękujemy, wyjście jest za panem.
Zupełnie inaczej sprawa by się przedstawiała, gdyby gra słowna i SJP (który przecież tworzył się na jej potrzeby) finansowana była przez państwo, w ramach jakiegokolwiek programu krzewienia poprawności języka polskiego - wtedy tak, wszelkie uwagi byłyby na swoim miejscu.
Normalnie - z tytułu praw zbiorowego inwestora, gestora.
Tak przy okazji, zastanawiam się nad tymi chyba jednak dziwnymi pretensjami do ... twórców SJP? Właściciela kurnika?
Te zarzuty o zaśmiecaniu języka polskiego miałyby chyba silniejsze podstawy, gdyby SJP wydany był w wersji papierowej, stał na półce i groził młodemu pokoleniu tym, że urośnie ono na pokolenie półidiotów, ponieważ sięga do tego "wyklętego" słownika i czerpie z niego swoją wiedzę czyniącą z niego głupka.
Sądzę, że większość opinii krytycznych bierze się stąd, że ktoś na platformie internetowej wpisuje szukane hasło typu "canca" i co? Znajduje je.
Ale... przecież nie wziął tego hasła z tego słownika tylko z innego źródła a w słowniku (czyli SJP) znalazł potwierdzenie istnienia tego słowa z definicją bardziej udaną lub mniej udaną lub bez definicji (lub nie znalazł, ale to już odmienna bajka).
Inna zupełnie rzecz, że dobór słowników będących podstawą jest dyskusyjny, mnie się nie podoba ale... czytaj mój poprzedni wpis.
Nie jestem sponsorem SJP i akceptuję istnienie tego słownika.
W moim toku rozumowania akceptacja i zgadzanie się z nim to dwa różne pojęcia.
Jestem od lat niemal dwudziestu nałogowcem jeśli idzie o gry słowne - nie mam dużego wyboru między nimi i ... trudno, niekiedy z niechęcią ale stosuję się do zasad gry słownej.
Prawie zawsze jest tak, że wygrywa osobnik sprytniejszy, z lepszą pamięcią, umiejętnością kojarzenia.
To jest dokładnie tak samo jak w meczu tenisowym z mokrą nawierzchnią.
Złe warunki ale dla obu zawodników.
Z innej beczki: skoro jest cassapanec, to chyba powinien być tez i wariant canec.
No więc Balans..Czas oświecić najmądrzejszego. Wojownik pośrednio przykłada się finansowo. Ponieważ ogląda reklamy zamieszczane w kurniku, które są umieszczane dlatego, że on między innymi tu jet. I za to twórca kurnika dostaje pieniążki. Teraz sprawa prawdy. Jeśli ktoś przepisuje hasła ze słownika wyrazów OBCYCH do słownika języka POLSKIEGO. To jest to nadużycie, kłamstwo, czy nie ? Czy jeśli ktoś szuka idiotycznych źródeł, w których definicja haseł zaczyna się od słów: potocznie, gwarowo, wulgarnie i wprowadza to do SJP, to jest to zabrudzanie, zaśmiecanie, czy nie ? Mnie nie interesuje ilość. Mnie interesuje jakość. Natomiast argument, że ów słownik nie jest wydrukowany, jest po prostu brakiem argumentu. Ponieważ wszystko przenosi się do komputerów i tam młodzież szuka informacji i autorytetów. A jakim autorytetem jest śmietnik ?
I jeszcze jedno. Twierdzisz, że nie istnieje coś takiego, jak dobro wspólne i że można temu ubliżać (bo takie naciągane kłamstwa, to zwykłe ubliżanie) Więc jeśli nazwę twoją miejscowość, w której mieszkasz (a która nie jest przecież twoją własnością) zabitą dechami dziurą w dupie. To będzie ci przyjemnie ?
"Ponieważ ogląda reklamy zamieszczane w kurniku, które są umieszczane dlatego, że on między innymi tu jet. I za to twórca kurnika dostaje pieniążki"
Drogi "wojowniku": przede wszystkim wbij sobie do swojej baraniej pały, że właściciel strony internetowej nie dostaje pieniążków za umieszczenie reklamy, tylko za jej KLIKNIĘCIE przez odwiedzającego.
Pozostajemy przy swoich zdaniach. Ja gram w grę słowną, bo lubię mimo jej różnych niedoskonałości. Czyli dokonuję wyboru - coś za coś.
Nie uważam, że mam misję do spełnienia. Język jest "krnąbrny", ewoluuje, żyje swoim życiem. Otacza nas. Każdego dnia.
A co do mojego argumentu - młodzież nie wertuje słownika na platformie internetowej w poszukiwaniu słowa takiego czy innego.
Ona (ta młodzież, i nie tylko) wbija w google słowo, które poznała gdzieś tam.
Słowem krótkim - słownik nie rozsiewa w sensie, że aktywnie swojej zawartości. Tyle w temacie. To jest oczywiście niuans, dla oponenta takiego jak Ty - bez znaczenia.
I na ostatnie - czy ktoś każe Ci zaglądać do śmietnika?
A młodzież... cóż... ma zazwyczaj rodziców. Oni powinni być autorytetami. Lub jednymi z autorytetów. Aluzję rozumiesz?
Proponuję skończyć te dyskusję. Com miał rzec - rzekłem.
Nie przekonałem Ciebie do swoich racji - bywa. Dziury w niebie nie będzie.
Ty nie przekonałeś mnie, aczkolwiek w kilku aspektach przyznaję Ci rację. Tyle, że ja nie nazywam się Don Balans Kichot i z tym "wiatrakiem" walczyć nie zamierzam:-p)
Obcojęzycznym zwrotem kończę - howgh!